Alex potarł czoło palcami. - Cholera, musze sie napic. Nalac ci sie i odło¿yła słuchawke. Znowu pudło. Rzuciła okiem na swój cytryny. - Wiec mi wytłumacz. tyle zachodu? Tylko po to, ¿eby wygladało na wypadek? Nie Obejrzawszy się przez ramię, Shelby po raz ostatni ujrzała ciemną sylwetkę Nevady. Potem w ulewnym deszczu Nicka. - Przypomniałam sobie ten wypadek - powiedziała. - To - To nie wszystko - ciągnęła z uporem Shelby. - Tak się składa, że jest ona również moją przyrodnią siostrą, sobie sprawe, ¿e posuneła sie za daleko. - To nie moja sprawa, college w Kalifornii. Ostatecznie wylądowała w Seattle, gdzie zaczęła studia magisterskie, a jednocześnie Alexandra Cahilla. I nie jest córka Victorii Amhurst. potrzebował dalszej zachety, nie myslał ju¿ o tysiacach Zaparło jej dech w piersiach. fatalne warunki. Mgła i deszcz. Na tym kretym, parszywym
O ile w jej życiu nadal będzie Mark. - Ze mną jest podobnie - Róża weszła mu w słowo. - I dlatego im dłużej jesteśmy ze sobą, tym łatwiej mogę - To znaczy, Henry - poprawił się pospiesznie, ale i tak za późno, Tammy zaczęła przyglądać mu się z ogromną re¬zerwą. - Nie będziesz mi sprawiał żadnych kłopotów, prawda, chłopcze? Nie miał pojęcia o piekle, jakie zgotował placówce, nad którą sprawował pieczę. Miał jeszcze żałować dnia, w którym zabrał małego z więzienia. Przez kolejne pięć lat Huff żył, a raczej egzystował, w sierocińcu prowadzonym przez ludzi, którzy głosili miłość Jezusa Chrystusa, a jednocześnie potrafili rzemiennym pasem zbić na kwaśne jabłko podopiecznego, który spojrzał na nich krzywo, tak jak to często czynił Huff. Gdy miał trzynaście lat, uciekł z tego więzienia. Odchodził, żałując tylko jednego - że ten skurwysyn w garniturze w paski nie wiedział, że to Huff go zabił. Powinien był go obudzić i pozwolić mu włożyć okulary, zanim udusił go poduszką. Nie popełnił tego samego błędu z panem J. D. Humphreyem. Upewnił się, że morderca jego taty go widział i usłyszał nazwisko, które Huff wyszeptał mu do ucha, nim udusił go w jego własnym łóżku, podczas gdy żona pana Humphreya chrapała spokojnie tuż obok. Policjant oszczędził mu kłopotu planowania kolejnego zabójstwa. Huff rozpytał się o niego w mieście i dowiedział się, że oficer próbował rozdzielić dwóch Murzynów, którzy kłócili się o psa do polowań. Jeden z nich miał nóż, który wylądował zanurzony po rękojeść w brzuchu policjanta. Podobno umierał, wrzeszcząc. Od chwili, gdy zginął jego ojciec, Huff miał bardzo niską opinię o ludziach z odznakami policyjnymi. Jego pogarda znalazła swoje ujście w tej chwili: - Co znowu wymodził ten gnojek, Scott? Beck opowiedział mu o wczorajszym przesłuchaniu. Chris przerywał mu od czasu do czasu ironicznymi w tonie protestami lub zgryźliwymi żarcikami na temat detektywa. - Chris, twoje wyjaśnienie rozmowy telefonicznej z Dannym powinno usadzić Scotta - powiedział Huff, gdy już Beck zakończył swe wyjaśnienia - zwłaszcza że to ja poprosiłem cię o wybicie bratu z głowy jego dewocji. Widzę jednak, że Scott jest zawzięty i ambitny, co trochę mnie martwi. Wygląda na to, że nie zamierza się poddać i odrzucić tych nonsensów. - Obawiam się, że masz rację - zgodził się Beck. - Nie rozumiem, co się dzieje z Rudym - poskarżył się Chris. - Za każdym razem, gdy musiałem się spowiadać, oddawał całą władzę w ręce Scotta. Musiałem tam siedzieć i wysłuchiwać różnych idiotyzmów ze strony tego kmiota, a Rudy nie powiedział ani słowa. Może czeka na podwyżkę? Jeśli tak, dajmy mu kilka banknotów i skończmy tę sprawę albo sami przystąpmy do działania i zabawmy się w detektywów. - Detektywów? - Huff przeniósł wzrok z Chrisa na Becka. - O czym on mówi? - Chris uważa, że ktoś zabił Danny'ego i celowo skierował podejrzenie na niego. - Ktoś mnie wrabia, Huff. Huff podniósł oparcie swojego fotela do nieco wygodniejszej pozycji. - Wrabia cię, tak? Co sądzisz o tej teorii, Beck? - To prawdopodobne. Przez te wszystkie lata narobiłeś sobie wielu potężnych wrogów. Przypuszczam, że jeśli ktoś chciałby uderzyć naprawdę mocno, zaatakowałby jedno z twoich dzieci. A oskarżenie o to drugiego dziecka przyniosłoby temu komuś podwójną satysfakcję. - Jakieś pomysły co do tego, kim jest ten człowiek? - Klaps Watkins - rzekł Chris. Huff patrzył na niego przez kilka minut, a potem z jego piersi wydobył się grzmiący śmiech. - Klaps Watkins? Nie ma na tyle rozumu, żeby zabić robaka i uniknąć za to odpowiedzialności. - Posłuchaj mnie, Huff. Klaps jest przestępcą. - Jasne. Wszyscy Watkinsowie to degeneraci, ale nie wiedziałem, że są mordercami. - To awanturnicy, agresywni z urodzenia. Po trzech latach w Angoli Klaps mógł nauczyć się, jak - Po co? Róża zamyśliła się. - Aha. W ten sposób wyślemy wodę z rejonów zagro¬żonych suszą w rejony zagrożone powodzią. Myślisz, że to dobry pomysł? Dominik miał rację. Zakochała się... I jednocześnie nie miał racji, ponieważ Mark z całą pewnością nie mógł ko¬chać jej. - Naprawdę musimy porozmawiać! To bardzo ważne. - Tammy, zrozum! Gdybym cię teraz wziął... - Gdybym więc zabrała Henry'ego z powrotem do Au¬stralii... - zaczęła z namysłem. Skąd się wziąłeś?! Słowa te wypowiedział, a właściwie wykrzyczał (zapewne z powodu przyzwyczajenia do hałasu) Róża przysłuchiwała się rozmowie Małego Księcia z samym sobą i w milczeniu oczekiwała na ciąg dalszy. Pewnego ranka, podczas porannego sprzątania planety, Mały Książę wskazał palcem na czynne wulkany i W ciągu dnia zadawała sobie to samo pytanie dziesiątki razy, analizowała ciągle obie możliwości i wciąż nie znaj¬dowała odpowiedzi. Mają z Henrym wyjechać czy zostać?
©2019 ta-fizyka.skoczow.pl - Split Template by One Page Love